Lato i wakacje stały się już wspomnieniem. Piękna pogoda, zieleń ciesząca oczy oraz długie dni zachęcały nas, do spędzenia czasu na świeżym powietrzu. Mając psa – grzechem by było wyjść samemu. Prawda? Jednak wspólne wyjście nie zawsze jest pełne radości. I o tym chciałam napisać „słów kilka”.
Wiem doskonale, że myśl przewodnią tego artykułu najlepiej zobrazuje przykład mocny, ale każdemu z nas znany z życia doskonale. Widzieliście kiedyś zapewne taką sytuację – rowerzysta mijający na ścieżce właściciela, któremu towarzyszy pies hasający beztrosko bez smyczy. Znienacka pies łapie zębami nogę człowieka na rowerze, rozdziera spodnie. Ten w stresie czy broniąc się – kopie psa. Jednocześnie przechodnie krzyczą na właściciela, że “agresywne psy to w kagańcu powinny chodzić”. A on tłumaczy, że pies nigdy nikogo nie ugryzł i nie wie o co chodzi.
Tu widać bardzo wyraźnie, że każdy doznał krzywdy mniejszej lub większej, ale jednak krzywdy – rowerzysta (podarte spodnie, może siniak), pies (kopniak przecież boli) oraz opiekun (też przeżywa stres całym tym zajściem, może ma wyrzuty sumienia, może się nie spodziewał reakcji pupila).
Znana scena chyba każdemu z nas prawda? I może nie każdy osobiście jej doświadczył, ale większość jednak czuje jakąś niepewność przejeżdżając rowerem obok obcego psa.
Wbrew pozorom uniknięcie tego zdarzenia jest dość proste – pies na smyczy (lub przywołany przez opiekuna na widok rowerzysty). Sensownym jest również wykorzystanie bariery ciała przewodnika psa – czyli minięcie rowerzysty w taki sposób by między psem, a nim znajdował się opiekun zwierzęcia.
Doskonale sobie zdaję sprawę, że dużo mniej widowiskowa była scenka, która w rzeczywistości stała się punktem startowym moich rozważań. Niepozorna historia z ostatnich dni pokazująca, że nie każda sytuacja, w której nasz pies źle się czuje, czy stanowi uciążliwość dla innych, musi być historią “w której leje się krew”.
Rodzina z dziećmi wybrała się na przejażdżkę rowerową. Napotkali panią spacerującą z małym pieskiem bez smyczy. Poprosili o zapięcie psa. Na co usłyszeli „nie ma potrzeby, on nie gryzie”. Wywiązała się wymiana zdań, w której dorośli „wykrzyczeli” swoje racje z odległości kilku metrów. Ponieważ właścicielka nie zawołała pupila, rowerzyści przejechali jedyną dostępną drogą, czyli między kobietą a czworonogiem, który pląsał pod kołami i szczekał.
Jak to w życiu bywa, każdy ma swoją rację i swój punkt widzenia. Jednak funkcjonowanie w społeczeństwie wymaga od nas dostosowania się do ogólnie przyjętych reguł lub zasad, czasem pójścia na kompromisy, czasem szerszego oglądu sytuacji.
Przepuśćmy to wydarzenie jak promień przez pryzmat. Zobaczymy wówczas składowe:
- Oburzoną na „czepialskich” opiekunkę psa. – Jednak co by się wydarzyło, gdyby ta kobieta szła z dzieckiem, a nie z psem? Też by zostawiła je na środku ścieżki „bo jest grzeczne ”? Czy jednak powiedziałaby „choć bliżej, przepuść rowerzystów”?
- Zirytowanych „ignorancją psiary” rodziców. – Powody ich prośby przecież mogą być różne. Jeden to lęk przed ugryzieniem, ale innym może być np. ograniczone możliwości manewrowania rowerem (obawa by nie potrącić psa), lęk przed wywróceniem itp..
- Wystraszone sytuacją dzieci na rowerkach. – Czy potrafią prawidłowo ocenić zachowanie psa? Czy się nie przestraszą? A jeśli tak, to jak zareagują i co zrobią?
- Zaniepokojonego psa. – Czy naprawdę dobrze się czuł, gdy rowerzyści jechali na niego? Gdy słyszał ludzką awanturę? Skoro obszczekał mijających go ludzi, na 100% wiemy, że nie. Opiekunka zachowała się wobec psa biernie, nie dała swemu pupilowi ani wsparcia, ani jakichkolwiek wskazówek jak powinien się zachować.
Pies w przestrzeni publicznej w świetle prawa pozostaje własnością swojego opiekuna i on właśnie zobowiązany jest do sprawowania nad nim opieki. Popatrzmy na naszego pupila jak na istotę, która musi żyć w obcej kulturze. Aby owo życie było zgodne i komfortowe potrzebuje przewodnika, który pokaże co jest normą, co jest akceptowalne, czego należy unikać. Kogoś kto zapozna go z ogólnymi zasadami. Kogoś kto się nim zaopiekuje. W tym konkretnym przypadku, wystarczyło zawołać pupila i przez chwilę przytrzymać.
Jednak sytuacji nieprzyjemnych w przestrzeni publicznej z udziałem psów wbrew pozorom jest sporo, choć nie każda jest widowiskowa. Mocno zapadło mi w pamięć wydarzenie sprzed kilku lat z plaży dostępnej dla psów. Do naszego koca podszedł labrador. Nasikał na nasz ręcznik i uciekł. Gdy zbliżał się do następnych plażowiczów, jeden z nich by odstraszyć psa rzucił w niego kamykiem. Szybko zidentyfikowaliśmy właściciela opalającego się spokojnie. Mąż podszedł do niego z owym ręcznikiem w dłoni, aby wyjaśnić sytuację. Jednak zamiast przeprosin usłyszeliśmy, że ”nic takiego się nie stało przecież”. Otóż stało się. Pominę kwestie higieniczne. To wydarzenie było najnormalniej w świecie przykre dla jego uczestników: dla nas z ręcznikiem w moczu, dla opiekuna również – wymiana zdań między nami nie należała do miłych, zwłaszcza, że inni plażowicze samoistnie się w nią włączyli, pies również nie pozostał bez szkody – przeganiany zawczasu przez innych ludzi. I znowu wracamy do tego, że sytuacja nie miałaby miejsca, gdyby opiekun psa naprawdę interesował się tym, gdzie jest jego pupil i co robi.
Na imprezie w plenerze nie puszczam „samopas” swoich dzieci (niech się dobrze bawią moje słodziaki) – ponieważ jestem świadoma zagrożeń jakie na nie czyhają, ale również tego, że nie każdy (tak jak ja) jest pełen wyrozumiałości względem nich (wówczas mogą doświadczyć czegoś „nie fajnego”). Analogicznie postępuję ze swoimi psami.
Zastanówmy się, czy pies pozostawiony wśród obcych ludzi bez nadzoru i kontaktu z opiekunem czuje się rzeczywiście dobrze? Czy rozumie czego się od niego się oczekuje? Zazwyczaj próbuje po prostu znaleźć jakąś strategię nawiązania lub uniknięcia interakcji, czasem rozrywkę by przerwać nudę. Wachlarz zachowań jest szeroki. Widzimy więc psy podchodzące do innych ludzi, wkładające nos w ich „grille”, czasem nawet dostaną coś pysznego, czasem zostaną przegonione, czasem pogłaskane. Są też takie, które oszczekują najmniejszy ruch nieznanych osób, ale również te, które zajmują się swoimi sprawami – kopią dołki, ganiają ptaki, czy leżą spokojnie.
Myślę, że znowu warto spojrzeć z kilku perspektyw na tego rodzaju sytuację:
- Opiekuna psa, odpoczywającego na wolnym powietrzu, w sposób jaki sam wybrał i sprawia mu przyjemność.
- Psa – który, tak jak człowiek, jest zwierzęciem społecznym i ma naturalną potrzebę ruchu oraz eksploracji. Oczywiście (tak jak my ludzie różnimy się od siebie charakterem czy temperamentem), tak samo psy różnią się od siebie stopniem nasilenia tych potrzeb.
Nie zapominajmy jednak, że w przestrzeni publicznej przebywają inni ludzie … i tu sytuacja zaczyna się komplikować.
- Z punktu widzenia innej osoby do której podchodzi nieznany pies. Oczywiście jej reakcja i odczucia będą wynikały na początku z tego jaki w ogóle ma stosunek do psów. A może być on różny: od sympatii, poprzez rezerwę, obojętność, nieufność, strach. W drugiej kolejności z tego jaki ma aktualnie plan na swój własny wypoczynek oraz nastrój. A co za tym idzie – albo ucieszy się z włochatego towarzysza, albo potraktuje go jak nieproszonego gościa.
- Perspektywa innych psów i ich opiekunów – może to być dla niektórych zaskakujące, ale nie każdy pies lubi towarzystwo obcych psów. A raczej prawda jest taka, że mało który pies czuje się wtedy komfortowo – opiekun tegoż psa zazwyczaj również. Jest to nierzadko okazja do wywiązania się „psiej awantury”. Zastanówcie się proszę, czy idąc np. na festyn bawicie się ze wszystkimi dookoła? Każdy kto podejdzie jest mile witanym gościem przy Waszym stoliku? Z każdym pójdziecie w tany? Na piwo? W objęcia? Zapewne nie! Dlaczego więc oczekujecie tego od pupila?
Elementarne zasady kultury współżycia społecznego obowiązują wszystkich – nas psiarzy również. Rezultatem braku poszanowania tych zasad jest coraz mniejsza akceptacja czworonogów w przestrzeni publicznej. Dzieje się to niestety „na wszelki” wypadek.
Mam wrażenie, że w imię źle pojętej socjalizacji, wszystkich mądrych rad oraz naszych idealistycznych wyobrażeń na temat wychowania psa, wpychamy go w tak abstrakcyjne i niekomfortowe sytuacje, w jakich sami nie chcielibyśmy się znaleźć. A zwierzę po prostu stara się im sprostać, szuka strategii, którą podpowiadają geny lub już zdobyte doświadczenie. Przykre jest to, że musi uczyć się na błędach w środowisku, które jest dla niego trudne do przewidzenia. Bo to przede wszystkim pies ponosi konsekwencje sytuacji, w których postawił go człowiek.
Spędzajmy czas ze swoimi podopiecznymi świadomie, rozsądnie, bezpiecznie. Zabierajmy go w takie miejsca i sytuacyjne, którym są w stanie sprostać. Nie generujemy niepotrzebnych konfliktów. Przestrzegana powinna być złota zasada „nie rób drugiemu, co Tobie nie miłe”. Wystarczy odrobina empatii i szerszego poglądu na daną sytuację. Do czego serdecznie zachęcam dla dobra naszych pupili :)